Trochę czasu minęło, poukładałem sobie nieco, więc pora na refleksje. Nie jest to zły film, na pewno lepszy od TNT w całości, jednak mem niedosyt. I nie ma sensu powtarzać po poprzednikach, w większości się zgadzam z Waszymi odczuciami czy przemyśleniami.
Film jest abramsowy tak wyraźnie, że trudno byłoby tego nie odgadnąć nawet bez oglądania czołówki. Charakterystyczne maniery reżysera są jego znakiem firmowym. To dobrze. Bo najfajniejszą wartością dodaną są prawdziwe dekoracje. Mimo mej szczerej miłości do technologii komputerowych (ale niespodzianka) od czasu onanizmu Lucasa green screenem miałem obrzydzenie do tych technik, zwłaszcza w SW. Są fajne, dają możliwości. Ale udawana interakcja aktora z zielonym pudełkiem nie zastąpi tejże z prawdziwym kamieniem, nawet zrobionym z pianki i farby w spreju. Sokół był namacalny, szturmowcy klekotali pancerzami (o ile pamiętam na potrzeby TNT nie powstała ani jedna pełna zbroja, były tylko części do zbliżeń, reszta dorysowana), a plenery... Plenery to odrębna historia, ekipa od ich wyszukiwania powinna dostać premię. Brakło tylko lasu krzyży, a to nic śmiesznego. Poza tym abramsowa kamera i montaż. Owszem, manieryczne, lecz pasowały. No i tu zaczyna się „to źle”, że Abrams. Bo nazbyt często miałem wrażenie oglądania kolejnej odsłony Star Treka, że zaraz ktoś wyskoczy z Pierwszą Dyrektywą a z kąta wychynie Spock i logicznie wyjaśni sytuację. Niestety ST były wcześniej i zdefiniowały ten styl kręcenia. Owszem, od metody jest odstępstwo, niestety na minus dla całości, o czym w innym miejscu (tak, to fizyka, a raczej jej nieprawdopodobieństwa kwadrat plus).
Na pewno na uwagę zasługuje nieźle poprowadzony wątek tetryków. Małpolud już nie jest taki fest, trochę niedomaga. W starej trylogii gdyby dostał postrzał to pewnie by się tylko wkurzył i zrobił rozpierduchę, tutaj dziadunio poleguje na kozetce i marudzi. Relacje Hana z żoną też są dobrze zrobione. Ten dystans, nieporadność w kontaktach. Bez dydaktyki i zbędnych opowieści widać jak gdzieś tam w przeszłości powiedziano zbyt wiele słów, jak wykopano rowy. A łatwo było wpaść w pułapkę ckliwego sentymentalizmu. Leia ja ciebie a ty mnie! I buzi dupci czekoladki. Na szczęście nie było. IMO duży plus. Zwłaszcza w obliczu pomysłu na synalka z wiadrem na głowie. Boję się tylko, że następcy te wątki popsują i zrobią z tego jakąś familijną popierdułkę.
Kolejną niezłą sprawą jest całkiem zgrabne potraktowanie przemocy. Jak na disnjowskie standardy i (w sumie nie do ukrycia) familijny target. Tak sobie rozstrzelać wioskę? Nie zapędzić w niewolę, nie ograbić, a z przyłożenia w łeb? Co prawda pojechali z tym strzelaniem w kręgu, to takie filmowe i da się zamknąć w zgrabnym kadrze. W ogóle jak imperialni (sorry, ale jakoś nie mogę się przekonać do orderowania, bo mi się to kojarzy z New Order, a to klęska jest po Joy Division i mam uraz, poza tym prościej i krócej

) atakują, to robią to całkiem serio.
No i sam pomysł ze schematem przeniesionym z ANH mi się podobał. Szczególnie gdy dodać do tego smaczki z odwracaniem relacji. Co prawda łyżką dziegciu jest emoludek, aż podświadomie oczekiwałem że na moście, w czasie konfrontacji z tatuśkiem, po zdjęciu garnka rozedrze też szatki na klacie i będzie świecił kryształkami, ale ogólnie nie jest źle.