#19
Post
autor: Aquarius » 16 lis 2015, 21:25
Książka dawno straciła status i wyleciała z kibelka. Ale nie lubię książek niedokończonych to sobie czasami podczytuję w przelocie po kilka stron. I na pewno skończę, nawet już prawie kończę. Dlatego słów kilka na podsumowanie.
[UWAGA: lekki spojleralert]
Już wcześniej się pastwiłem, więc nie powtórzę tamtych argumentów, kto chce niech wróci do początku wątku. Nie chce mi się też pojękiwać nad językiem, a przecież byłoby nad czym. Jednak beznadziejność tego dziełka definiuje w sposób ostateczny i nieodwołalny coś innego. Taki grzech niewybaczalny autora. Ale od początku. Otóż autor podejmuje się napisania książki o Tarkinie. Nie o Kubusiu Puchatku, nie o Wiśniewskiej spod piątki, nie o wesołym samolocie. O Tarkinie. On to jest głównym bohaterem, osią opowieści, siłą sprawczą zdarzeń. Może być hero, może być świnia, może zostać opisany jakkolwiek. Ale to ma być o Tarkinie. Kropka. Tymczasem opowieść o losach Wielkiego Moffa sprowadza się do monotonnego produkcyjniaka, nuda i sztampa poganiana pompowaniem objętości. Koniecznie z Wiadernym jako kompanem. Lecą se we dwa sprawdzić odkrycie aparatury do zakłócania HoloNetu. Tak, jasna otchłani, dwa ważne ludki imperialnej machiny (Vader - wiadomo. a Tarkin... wspomniałem, że nadzoruje budowę Gwiazdy co Śmierdzi?) lecą w pizdiec zbadać coś tam zajebistego, co właściwie zajebiście zbada dowolny zespół naukowy wspierany kompanią szturmowców. Napisałem kompanią? No to imaginujcie sobie, że tak ważne dwa ludki lecą osobistym okręcikiem Tarkina o nazwie "Cierń" w towarzystwie kilku szturmowców. Czad. I wielkim zaskoczeniem jest, że tego ciernia im z dupy... Kradną znaczy się. Potem latanie za tym okręcikiem to główny wątek. I tu objawia się grzech największy. Z kart opowieści aż wylewa się sympatia autora do rebelianckiej ekipy porywającej "Cierń". Aż czuć tęsknotę by jebnąć tego Tarkina w kąt i ulecieć na fali wspaniałych przygód. Kontrast pomiędzy monotonnymi opisami działań dwójki małosprytnych, jednak z przewagą ilości, zasobów i skurwysyństwa, a znacznie lepszymi partiami poświęcanymi porywaczom jest wręcz nieprzyzwoity. Głównym bohaterem miał być Tarkin. Autor wyraźnie daje do zrozumienia że to mu nie pasuje, że lubi i woli innych. Po co, do takiejtamnędzy, się w ogóle zabierał. Chciał cierpieć? No to mógł sobie wsadzić małego pomiędzy futrynę a drzwi i trzasnąć nimi. A popełnił książkę.
Aquarius, Lord from the Brotherhood of the Sith
Świat się zmienia, słońce zachodzi, a wódka się kończy