Szyjka od butelki

Miejsce na fanfiki, cosplay, modele i inną twórczość inspirowaną Gwiezdnymi wojnami.
Awatar użytkownika
Kadren
Posty: 129
Rejestracja: 03 paź 2015, 20:11

Szyjka od butelki

#1

Post autor: Kadren » 05 kwie 2016, 16:10

Autor: John Jackson Miller
Tytuł oryg. : Bottleneck
Tłumaczenie: Yormi Blaak
Uwaga: Akcja toczy się przed powieścią "Nowy świt"



- Zasadzka!

Ostrzeżenie kierowcy nie było potrzebne - nie wtedy, kiedy imperialny transportowiec był już uszkodzony i trząsł się z boku na bok pod uderzeniami ośmionogiej spersonifikowanej nienawiści.

Kolejny stwór, wysoki na 5 metrów, wypadł z ciemności. Kierowany przez wściekłego tsevukańskiego jeźdźca kivaroa o gładkiej skórze, mocno walnął w transportowiec. Pojazd repulsorowy przewrócił się i zanurzył w bagnie. Wysypali się z niego szturmowcy, którzy znajdowali się w odsłoniętej tylnej części.

Uderzenie obluzowało pasy bezpieczeństwa i kobieta kierująca pojazdem uderzyła w sufit kabiny dowódcy. Uprząż jej pasażera wytrzymała, ale kiedy słonawa woda wedrze się przez wybite okno, nie będzie szans, żeby dłużej był zapięty. Wilhuff Tarkin, wielki moff i gubernator Zewnętrznych Rubieży w Imperium Galaktycznym, miał wiele rzeczy w planach. Utopienie się w śmierdzącym bagnie do
nich nie należało.

Rozpinając uprząż, Tarkin starał się pozbierać swoje rzeczy. Nie ucierpiał zbytnio, lecz w ciemności, kiedy woda podnosiła się, musiał wymacać właz, którym mógł się wydostać. Jeszcze nie zdążył go znaleźć, kiedy kolejny z tsevukańskich krajowców, zmusił go do tego, uderzając swoim zwierzęciem w uszkodzony pojazd, stawiając go znowu w pozycji wyprostowanej.

Tarkin wylądował na nieruchomej kierującej. Zapaliło się awaryjne oświetlenie. Czy była martwa, czy nieprzytomna? Nie wiedział, ani też nie było czasu się przekonać. Ściągając jej zgniecione ciało z fotela, chwycił przepustnicę. Silniki pojazdu, ciągle pracujące, jęknęły i przyspieszyły. Wielki moff nie miał pojęcia dokąd się udać, ale to było lepsze niż siedzenie bez ruchu. Transporter coś potrącił - był to kolejny kivaroa, którego jeździec wypadł gdzieś w błoto. No i dobrze.

Wilhuff znalazł komlink. Zanim zdążył nadać wezwanie o pomoc, rozległy się strzały szturmowców z ich speederów. Kiedy Tsevukanie i ich zwierzęta uciekli, wielki moff określił swoją lokację przy użyciu satelity i ruszył poobijanym pojazdem ostatni kilometr.

Garnizon był ostatnim przystankiem na Tsevuce, najnowszej zdobyczy Imperium w Zewnętrznych Rubieżach. Mógłby przypuszczać, że lądowy przejazd między posterunkami będzie bardziej efektywny - ale najwyraźniej krajowcy nie byli tak spacyfikowani jak mówił generał. Potężne Imperium zagrożone przez bezmyślne kreatury na grzbietach zwierząt służących do transportu, czające się na bagnach? Śmieszne. To zajmowało myśli Tarkina, kiedy dowódca bazy przybiegł z wyrazem twarzy, który wahał się między obawą o zwierzchnika a paniką. Ta ostatnia była dobrym wyborem.

Ściągając przemoczoną kurtkę, wielki moff pozwolił sobie na okazanie irytacji.

- Gdzie był patrol, dowódco? Wzdłuż tej trasy powinno być rozlokowanych więcej ludzi!

- Nie mogę wystawić na to zbyt dużo sił - przełknął ślinę dowódca. - W ogóle mam ich niewiele.

- Nonsens. Rekrutacja przebiega pomyślnie.

- Proszę o wybaczenie, sir, ale to właśnie jest problemem. Moi żołnierze muszą brać zmiany, bo nie ma tylu zbroi, żeby starczyło dla każdego.

Tarkin nie miał cierpliwości się o to kłócić.

- Skontaktujcie się z rekwizycją.

- Zrobiłem to. Oni też nie mają ludzi. Cóż, Imperium... za bardzo się rozrasta.

Moff zmarszczył czoło.

- Imperium robi co powinno, dowódco. Ale może nie wszyscy się starają. - Kazał przygotować swój prom, zanim wyruszył poszukać czystego munduru.


***

- A więc jesteśmy "wyprzedzani" przez szybkość naszych sukcesów - rzekł Imperator.


Siedząc w swoim biurze na pokładzie "Egzekutorki", Tarkin skinął głową. Powiedział coś podobnego, żeby jakoś zacząć holograficzną rozmowę, ale Palpatine ujął to bardziej dosadnie, jak zwykle.
- Tak, na to wygląda. Moje siły w tych sektorach polegają na zapasach z Gilvaanen na Wewnętrznych Rubieżach. Ale produkcja zbroi, która tam się odbywa, to tylko 50 % w tym roku. Połowa z tego, co jest potrzebne.

Pokryty dżunglą świat, Gilvaanen, był małym cierniem w boku Tarkina od jakiegoś czasu. Prywatne korporacje, zatrudniające ithoriańskich kolonistów, którzy się tam wcześniej osiedlili, kontrolowały większość produkcji zbroi. Jasne było dla Wilhuffa, że trzeba zwiększyć wydajność.

- Korporacje powinni być rozwiązane a produkcja przekazana całkowicie pod imperialną kontrolę - odezwał się.

- Czyli "twoją", chciałeś powiedzieć - odparł Imperator z nutą zniecierpliwienia w głosie. - Już wcześniej to mówiłeś. Ale ja nie jestem przekonany czy to dobra droga. Podobnie jak hrabia Vidian.

Vidian. Tarkin obserwował jak hrabia, nowy nabytek w imperialnej administracji, pojawił się na hologramie obok Palpatine'a. Był tam przez cały czas. To musiał być on: nikt inny tak nie wyglądał.

Zdeformowany lata wcześniej przez chorobę, arystokrata zmienił się. Twarz 50-latka, uszkodzona, została zastąpiona przez bladą, bezkształtną maskę z syntciała, nawleczoną na metal i zrekonstruowane kości. Jego sztuczne oczy wydawały się płonąć - makabryczne żółtoczerwone kule, które zaopatrywały go w dostęp do sieci, a nie tylko pozwalały widzieć. Ale to był początek jego ulepszeń. Chirurdzy otoczyli jego uszkodzone organy potężnym cybernetycznym ciałem, chroniącym go nie tylko przez starzeniem się i chorobami, ale też większością ataków fizycznych. Nie wiadomo, jak długo Vidian będzie żył - albo co więcej będzie w związku z tym mógł zrobić.


A zrobił już dużo. Jako nie przebierający w środkach finansista pod koniec Republiki, Vidian zbudował niejako kult wokół swoich pomysłów zarządzania i sztucznego, wzmacnianego głosu. Teraz zaś kontynuował swoją rolę korporacyjnego stabilizatora, pracując jako jeden z specjalistów Palpatine'a do spraw wydajności. To jego polecenia pozwalały korporacjom rządzić produkcją na Gilvaanen.

- Zysk jest potężną bronią - powiedział, a jego perfekcyjnie modulowany sztuczny głos był na tyle cichy, by nie drażnić Imperatora. - Nagrody finansowe, a także iluzja współzawodnictwa, motywują bardziej niż siła.

Tarkin prychnął na taką sugestię.

- Gra pan w swoje gierki, kiedy waży się wzrost Imperium.

- Zdarzają się okazje, kiedy kontrola państwowa jest pożądana i taki sposób zwykle polecam - powiedział Vidian. - Ale rywalizacja zmieniła sektor produkcji zbroi w innowacyjną strefę. Przekaż ją pod kontrolę Imperium, a szybko się skończy. - Spojrzał na Imperatora. - Gilvaanen to moja działka, Wasza Wysokość. Natychmiast się tam udam, aby zaradzić problemom.

- To nie wystarczy - odrzekł Tarkin. - Hrabia Vidian powinien zadziałać wcześniej. Nalegam na rządy silniejszej ręki.

Vidian spojrzał na niego i poruszył metalowymi palcami.

- Cały przemysł zobaczy jak silna jest moja ręka, wielki moffie. - Z trudem ukrył obrzydzenie, kiedy wypowiadał tytuł. - Pańska potęga militarna istnieje z powodu produkcji, którą...

- Wystarczy - Imperator wydawał się bardziej rozbawiony niż zły. - Rywalizacja rzeczywiście daje lepsze rezultaty - i większa jest kara za ich niedotrzymanie. - Spojrzał na Tarkina. - Wielki moffie, wysyłam was obu na Gilvaanen. Będziecie pracować razem, aby dowiedzieć się co złego dzieje się z produkcją zbroi. I naprawicie to, albo dowiem się dlaczego tego nie zrobiliście.

- Tak jest - Tarkin pochylił głowę.

Wielki moff wiedział, że zrobi to, co mu polecono - wybór agentów Imperatora był jego przywilejem. Będzie pracował z Vidianem. Ale zbyt dużo miał do stracenia by pozwolić na opóźnienia z powodu jakiegoś natręta.
Dowie się, z czym przyjdzie mu się zmierzyć.


***
- Zapomnijcie o przestarzałych metodach!

Vidian był człowiekiem o dwóch fałszywych twarzach jak zauważył Tarkin, patrząc na jeden z jego hologramów motywujących. Kazał sobie je wyświetlić, żeby wiedzieć z kim ma do czynienia.

Hrabia miał na nich zdrową, rumianą twarz, dzięki sztuczkom techników. Zmienili oni także jego jaskrawo błyszczące oczy, by wyglądały bardziej naturalnie - były brązowe i przyciągały uwagę.

Oczywiście nie było tajemnicą, że Denetrius ma zrekonstruowaną twarz: jego zwycięstwo nad chorobą było częścią legendy. Ale przerażająca maska, którą nosił prywatnie, była prawie na pewno prawdziwą historią jego motywacyjnych sukcesów. To nagranie, na których pozwalał sobie na mniej publiczne wybuchy wściekłości w imię efektywności, czyniło go tak samo popularnym w oczach Imperatora jak wśród ludzi.

Tarkin był zdumiony, jak mało było wiadomości o tym człowieku. Kilka kompanii Vidiana, jeszcze z czasów Republiki, nadal wspierało Imperium, ale konflikt interesów nie budził już tak wielkiego skandalu. Nie miał przyjaciół ani żyjących krewnych: żył pracą, otoczony zwykle pomocnikami, w swojej bazie orbitującej nad planetą Calcoraan. Jego zaufana porucznik, Everi Chalis, ciągle podróżowała w różnych sprawach. Mało ludzi znało prawdę o nim, co było bez znaczenia - ale mogło być też podejrzane. Tak, hrabia popierał Imperium, ale Tarkin zastanawiał się nad jego lojalnością.

Jeśli miał dwie fałszywe twarze, mógł mieć ich więcej.

Zadzwonił brzęczyk i Tarkin zatrzymał hologram. - Tak?

- Przybyliśmy na Gilvaanen - powiedział drugi oficer statku. Dowódca, Rae Sloane, weszła do pokoju i spojrzała na hologram.

- Czy materiały były zadowalające?

- Wystarczyły. - Tarkin postukał palcami w stół. - Nie mam czasu studiować ich większej ilości. Jak pani podsumuje jego obecną imperialną karierę?

- To geniusz. Jego program myśliwców Gozanti wystartował bez przeszkód, nie przekroczył budżetu i pozwolił wyprowadzić na prostą kilka stoczni. To ikona w swoich kręgach.

- Teraz pracuje ze mną. - Tarkin wyłączył hologram i zobaczył, że młoda kobieta nadal stoi w drzwiach. - Coś jeszcze?

- To mój ostatni lot na "Egzekutorce", sir. Zostałam mianowana kapitanem.

- W pani wieku? Godne podziwu. - Ale nie zaskakujące, pomyślał. Znająca się doskonale na nawigacji, Sloane była prymuską w swojej klasie w Akademii Imperialnej na Prefsbelt. Jako porucznik studiowała nawigację w ostatniej klasie legendarnego Pella Bayo. - Dokąd panią przeniesiono?

Sloane poruszyła się niespokojnie.

- Nie... nie wiem, gubernatorze. Powrócę na Coruscant i będę oczekiwać na przydział. Ale więcej teraz jest kapitanów niż miejsc.

- I chce pani, żebym panią zarekomendował?

Jej j ciemne oczy rozszerzyły się.

- Nie, sir, nie chciałam...

Wstał.

- Nie akceptuj przysług, a nigdy nie będziesz nic nikomu winien.


Ogień blasterowy rozlegał się w korytarzach fabryki. Szturmowcy otaczający Tarkina szybko wysunęli się na czoło, podnosząc broń. Ale Ithorianin siedzący przy biurku wstał i zamachał rękami.

- Tutaj to normalne - powiedział, wskazując podwójne drzwi za sobą. - Jest pan oczekiwany.

Kiedy drzwi otwarły się, strzelanina trwała. Tarkin zobaczył jak trzej Ithorianie strzelali z bliska do dwunożnej postaci stojącej na starodawnym biurku. Była to ludzka kobieta o ile Tarkin mógł się domyślać, ale ubrana w czarny hełm z dwoma dużymi płatami czaszkowymi oraz dużą trójkątną zbroję, która była w stanie zaabsorbować strzały Ithorian.

Pośród rozgardiaszu cel Ithorian dostrzegł Wilhuffa i jego eskortę i podniósł rękę. Przestali strzelać. Zdjęła hełm i ukazała się twarz około 60-letniej, brązowowłosej kobiety. Uśmiechnęła się.
- Witamy, wielki moffie - otarła pot z czoła. - Proszę wybaczyć. W tym hełmie nie ma za dużo powietrza.

- Thetis Quelton? - Tarkin wszedł do biura, a Ithorianie schowali broń do szafki. Rzadko był zdumiony pokazami urządzanymi dla niego - ale z tego co zrozumiał, to był sposób Quelton: wszystko testowała samodzielnie.

Poklepała zbroję.

- Nawet nie draśnięta. To rzadkość - skonfiskowana rasie zwanej Pikaati. Mam w domu komplet.

- Hmmm... - Tarkin słyszał, że była ekscentryczną kolekcjonerką rzeczy historycznych, a egzotyczne zbroje wiszące na ścianach biura potwierdzały to. Kiedy Ithorianie pomogli zejść Quelton z biurka i rozbierali ją ze zbroi, podszedł do okna i spojrzał po raz pierwszy na Gilvaanen. Niegdyś bogaty, dżunglowy świat, teraz przekształcono go do roli służącej Imperium. Lasy wykarczowano dla elastycznych polimerów z drzew, a góry zostały wyczyszczone dla ceramicznych kompozytów. Planeta doskonale nadawała się na miejsce wytwarzania zbroi.

Kiedy Quelton pozbyła się zbroi, krzyknęła na asystentów:

- Czego tu stoicie? Wracać do pracy!

Ithorianie wyszli, starając się uważać na jej wystawę. Tarkin odprawił swoją eskortę. Quelton odłożyła obcy hełm na półkę.

- Pikaati stworzyli niezłe cacko. Mam już parę pomysłów.

- Na pewno są bardziej konwencjonalne metody na wypróbowanie zbroi - powiedział Tarkin.

- Muszę ją mieć na sobie, żeby w nią uwierzyć. - Podeszła do innego miejsca. Była tam potężna brązowo-czerwona zbroja, która niegdyś chroniła sześcionożną bestię. Przesunęła pokrytą zmarszczkami ręką wzdłuż ornamentowanych części metalowych. - Wspaniała, prawda? Z wykopalisk archeologicznych; kazałam ją odnowić. Pokazuje to, że zbroja jest wspólna dla wszystkich
gatunków rozumnych w całej historii. Jest zarówno ochroną przed żywiołami jak i wrogami. Różne istoty stworzyły rzeczy, które mają je chronić.

- Tak, tak - powiedział Tarkin niecierpliwie. - Ale podczas gdy pani sobie to podziwia, oddziały Imperium wyruszają bez niczego na Zewnętrzne Rubieże.

Wzięła szmatkę i zaczęła polerować potężną zbroję.

- Quelton Fabrication to nie pańskie zmartwienie.

- Chyba nie zdaje pani sobie sprawy w jakich opałach się znajduje - Tarkin skrzyżował ramiona. - Niedostatki produkcji...

- Powiedział mi pan o nich w swojej wiadomości. A ten drugi powiedział mi wcześniej niż pan.

- Drugi?
- Mowa o mnie - odezwał się głos z zewnątrz. Moff rozpoznał go - ale minęło kilka chwil, zanim hrabia Vidian wszedł. Wzmocniony słuch cyborga był bystry i tak samo imponujący jak jego właściciel. Odziany był oszczędnie, lecz bogato, w tunikę w kolorze rubinowym, metalowe zaś kończyny Denetriusa lśniły w świetle lamp. Skłonił się lekko.

- Cieszę się, że pan do nas dołączył, wielki moffie.

- Kiedy pan przybył? - spytał Tarkin.

- O północy. Od tej pory tu jestem, sprawdzając fabryki i pracowników. - Skierował płonące oczy na Quelton. - Właśnie wysłałem pani listę siedemnastu różnych pomysłów, które powinny być poprawione aby zwiększyć wydajność.

Quelton podniosła datapad z biurka.

- Owszem.

- Zaś pomieszczenie, w którym pracownicy spędzają przerwy, powinno być przekształcone na magazyn.

Tarkin uniósł brwi.

- Pozwala pani pracownikom na przerwy?

Kobieta roześmiała się.

- Przestali je mieć, kiedy związałam się z Imperium.

- To dawne dzieje - Vidian podszedł do biurka. - Musi pani odkazić pokój, zanim zostanie magazynem. System filtracyjny w moich sztucznych płucach wykrył w nim kilka różnych związków biologicznych.

Quelton nie okazała niepokoju.

- Ithorianie również je wykryli, ale dawno temu. To w końcu jest, lub raczej była, planeta pokryta dżunglą. Widzieliście już obszar fabryczny, na którym znajdują się części zbroi, jest sterylny.

Wilhuff spojrzał cierpko na Vidiana.

- To chyba powinno zadowolić naszego specjalistę do spraw kontroli bezpieczeństwa.

- Nie jestem... - zaczął hrabia rozdrażniony, ale zamilkł. Spojrzał ponownie na listę, odhaczać kolejne rekomendowane pomysły. Tarkin rozpoznał to zachowanie: Vidian próbował zagarnąć terytorium, pokazać, że wie więcej. Wyprowadził Tarkina i Quelton z muzeum, które nazwała swoim biurem, aby pokazać im niedoskonałości, które znalazł.

Tarkin uważał Vidiana za skoncentrowanego na sobie elegancika, ale kobieta była nim zachwycona, opowiadając moffowi o wspaniałej pracy, jaką wykonali robotnicy Denetriusa. Jeśli chodzi o nią, Quelton zdawała się dorównywać mu opryskliwością w stosunku do Ithorian stojących przy stanowiskach fabrycznych. Czy była to tylko poza dla inspekcji? Istota, którą Thetis uderzyła pałką, chyba tak nie myślała. W końcu Tarkinowi znudziła się ta pantomima.

- Są zmiany w rezerwach - powiedział. - Gilvaanen produkuje dużo mniej.

- Bitwy wygrywa się rezerwami - odparł Vidian. - Myślę, że wojskowy powinien to wiedzieć.

Tarkin nie dał się złapać.

- Chcę usłyszeć odpowiedź Quelton.

- To nie my - odrzekła. - Problemem jest Cladtech.

Znał tą nazwę. Rywalizująca z firmą Quelton, Cladtech miała lukratywne kontrakty na ostateczne montowanie wewnętrznych części zbroi.

- Problem z gildią pracowników?

- To wszystko są Ithorianie - rzekła kobieta, nie ukrywając pogardy, kiedy weszła przez duże drzwi. - Opóźniają produkcję jak się da.

- Bzdury - oświadczył Vidian. - Gildia została rozwiązana dawno temu.

- Właściciel Cladtech to toleruje. Jest jednym z nich. Tymczasem warstwy powlekające zbroje, zalegają w dokach załadunkowych. - Dotknęła kontrolki a drzwi uniosły się, pokazując to, o czym mówiła. - Chcę wyposażyć pańską armię, wielki moffie. Potrzebuję przy tym pańskiej pomocy.


***

Czymkolwiek było przedtem, Cladtech wyglądała Tarkinowi na firmę będącą obecnie przeciwieństwem Quelton. Bardziej zaniedbana - i to dotyczyło też jej pracowników. Przynajmniej tych, którzy teraz uwijali się przy pracy. Kilku z nich przeprowadzało teraz strajk chorobowy, zwłaszcza kiedy dowiedzieli się, że przedstawiciele Imperium mają się zjawić. A podczas gdy metody Quelton sprawiały, że jej ludzie pracowali wydajniej, Mawdo Larrth, właściciel Cladthech, traktował swoich bardziej wyrozumiale.

- Pracują lepiej, kiedy zostawię ich w spokoju - tłumaczył Ithorianin, patrząc z rampy na podłogę fabryki. Maszyny pracowały, ale nie każda z nich była w pełni obsadzona. Larrth mówił, że praca jest "zgodna z zasadami", i że pracują tylko tyle ile wymaga od nich kontrakt.

- Poprawcie kontrakty - powiedział moff. - To konieczność militarna.

- Wtedy wszyscy odejdą - odparł Mawdo, a jego elektroniczny komunikator tłumaczący przekazywał w głosie rezygnację. - Nikt nie zmontuje zbroi oprócz żywych pracowników.

- To można zmienić - rzekł Vidian. - A jak wygląda koordynacja protestów? Nie pozwala pan przecież na wykonywanie innych kontraktów.

- Moi ludzie zasiedlili ten świat. Związki między Ithorianami są głębokie. Nie mogę odpowiadać za to, co mówią przy stołach.

- Może pan dodać system zmianowy i kazać pracownikom jeść tutaj - odrzekł hrabia.

Głowa Larrtha kiwała się na boki, kiedy rozważał pomysł.

- Nie sądzę, żeby się na to zgodzili.

- A kto ich pytał o zdanie? - Tarkin poprawił mundur na ramionach. Gorąco panujące w fabryce mogło uszkodzić mu ubranie.

- Przepraszam za niewygody - odezwał się Larrth. Wskazał na maszyny w dole. - Formy wtryskowe są gorące a kazaliście nam pracować podwójnie. Nigdy nie są chłodzone, chyba że na koniec pracy. Ja też się "wyłączam" - energia, wymagana do ich uruchomienia wykańcza mnie.

Vidian skupił wzrok na pracownikach.

- Przeciętny pracownik jest tu od 18 lat, zgadza się?

- Szefowie załóg od trzydziestu. Są doświadczeni, dlatego praca idzie tak szybko i wydajnie. Ale wyjaśnia to też niepokoje. Ludzie pamiętają... inne czasy.

Tarkin skierował uwagę na znajdujące się dalej drzwi.

- Wkrótce zapomną. - Drzwi otworzyły się wszedł oddział szturmowców. Towarzyszyło im kilku odzianych na czarno oficerów. Moff powitał ich. - Sekcja personelu znajduje się na prawo. Informacje powinniście znaleźć właśnie tam.

Larrth nie krył zaskoczenia.

- Kim oni są?

- Oficerami Biura Bezpieczeństwa - rzekł Vidian. Zwrócił się do Tarkina. - Sprowadził pan tutaj IBB?

- Wspierają ich szturmowcy z "Egzekutorki". Znajdziemy wszystkich obijających się pracowników i ich tu przyprowadzimy. Nie opuszczą fabryki i będą pracować, dopóki nie odrobią strat.

- Bardzo to wygodne, podróżować ze swoją armią - powiedział hrabia cierpko. - Musiał ich pan wezwać zanim zaczął się nasz obchód.

- Quelton powiedziała, że zdarzają się tu konflikty między pracownikami. To wystarczający powód.

- Mój raport jeszcze nie jest skończony. Wezwę agentów, ale wtedy, kiedy uznam to za stosowne.

- Och, są potrzebni, niezależnie od pańskiej opinii - odparł spokojnie Tarkin. On i Denetrius nie zgadzali się często co do sposobu postępowania podczas ich pierwszego spotkania. Nie zamierzał dłużej czekać. Skinął na agentów. Larrth, trzęsąc się, poszedł za nimi.

W fabryce powstało zamieszanie. Szturmowcy weszli, podnieśli broń i lustrowali wzrokiem każdego Ithorianina, który nie stał przy maszynie. Przestraszeni, wrócili do pracy. Vidian uderzył metalową dłonią o rampę, wyginając ją, po czym spojrzał na Wilhuffa. - To nie jest właściwa forma postępowania.

- Musieliśmy zniszczyć zalążki gildii w tej fabryce, hrabio. Imperator nie może pozwolić, żeby pod jego bokiem wyrastały dysydenckie komórki.

- Zgadzam się - rzekł Vidian. - Ale brakuje temu finezji.

- Finezji? Może nie jest to zbyt dokładne, ale...

- Trzeba robić to precyzyjnie. Akty karania muszą być skierowane przeciwko złym pracownikom. Na przykład temu szefowi zmiany. Musimy zerwać tkankę bliznowatą i zostawić odsłonięty mięsień.

Tarkin zdziwił się, że takie porównanie wychodzi z ust człowieka, który był właściwie maszyną. Ale nie odpowiedział. Udał się za agentami.


***

- Tarkin!

Głos dochodzący z holu spowodował, że wielki moff uniósł wzrok znad papierów, ale nie odpowiedział. Zarówno biurko jak i gabinet należały tego ranka do jednego z wiceprezesów Quelton Fabrications. Kobieta usunęła go, dzięki czemu moff przekonał się, że jest gotowa współpracować.

- Tarkin! - odezwał się ponownie Vidian, stając w drzwiach.

- Nie życzę sobie, żeby zwracać się do mnie w taki sposób. - Wrócił do pracy. - Nie obchodzi mnie kim pan jesteś.

- Otrzymałem właśnie wiadomość od mojej przybocznej na Calcoraan, Everi Chalis. Twierdzi, że mnie pan sprawdzał.

- Podobnie jak Imperator, jestem zainteresowany tym co się dzieje w Imperium. - Vidian działał mu na nerwy przez cały tydzień, usiłując chronić tych pracowników Cladtech, których uważał za wartościowych. Tarkin twierdził, że to niepotrzebne, a nawet podejrzane. - Po pańskich wystąpieniach w obronie strajkujących Ithorian chciałem się przekonać, z jakiego rodzaju człowiekiem mam do czynienia.

- Powinien pan kupić moje hologramy. Zaoszczędziłoby to panu czasu.

- Już je widziałem. - Podniósł datapad. - Otrzymałem też informację od jednego z pańskich podwładnych. Uważa, że moja ciekawość jest usprawiedliwiona.

Vidian spojrzał na niego.

- Od barona Danthe?

- Owszem.

Cyborg roześmiał się.

- Baron jest kłamcą, nielojalnym hipokrytą, który jest zazdrosny o moją pozycję, zarówno w biznesie jak i w Imperium.

- Dziwne wobec tego, że pozwala mu pan pracować dla siebie.

- Jak pan wie, nie zawsze mamy wybór, z kim będziemy pracować.

- A tak. - Tarkin uśmiechnął się. Też uważał Danthego za osobę, którą opisał Vidian. Wyrobił sobie tą opinię podczas holograficznej rozmowy dzisiejszego popołudnia.

- Nie mam czasu na polityczne gierki - rzekł Vidian grzmiącym głosem. - Staram się znajdować najbardziej efektywny sposób, żeby zadowolić Imperatora. - Wymierzył palec w drugiego mężczyznę. - Przeszkadzał mi pan cały czas. Jest pan poza swoim departamentem i nie ma pan tu kompetencji. Proszę wyjść.

Tarkin patrzył tylko na hrabiego.

- Czy taka taktyka działa na pracowników? - zapytał. - Bo zapewniam pana, że na mnie nie.

- Proszę się wycofać. Sam poradzę sobie z tą planetą! - Denetrius odwrócił się i wyszedł.

Moff zaplótł ręce na piersi i odczekał aż jego kroki ucichną. Wiedział, gdzie znajduje się jego jurysdykcja, ale często orientował się, że inni tego nie wiedzą. Zarówno arystokracja, jak i przemysłowcy zyskali trochę władzy w swoich kręgach a to gmatwało sprawy. Vidian należał do obu klas i miał upoważnienia od Imperatora. Wilhuff nie miał wątpliwości, po której stronie stanie Palpatine w ewentualnym konflikcie. Być może hrabia myślał tak samo. Jeśli chciał potwierdzić swoje przypuszczenia, niech tak będzie.

Rozległo się pukanie, które zakłóciło bieg jego myśli.

- Proszę o wybaczenie, wielki moffie - odezwała się Quelton.

- O co chodzi?

- Chodzą słuchy, że coś się dzieje niedaleko fabryki. Coś, co... hmm, pachnie zdradą. Powinien pan to sprawdzić.

***

Nadeszła noc. Szef agentów IBB podszedł do Tarkina.

- Mamy ich, sir. Nie uciekną.

- Dobrze.

Moff ujrzał w świetle lamp boczne alejki stolicy Gilvaanen. Budynek przed nim był zrujnowany, wyglądał na opuszczoną fabrykę. Żaden Ithorianin przy zdrowych zmysłach nie przychodziłby tu w nocy. To, że tak wielu się tu zjawiło, potwierdzało przypuszczenia Tarkina. Informacje Quelton były akuratne. Wkrótce zjawili się szturmowcy.

- Jest bezpiecznie, sir. Może pan wejść.

Wewnątrz, w ostrym świetle latarek sił bezpieczeństwa, ponad tuzin Ithorian klęczało na podłodze, a ich duże głowy rzucały groteskowe cienie na ściany biura.

- To wszyscy nadzorcy linii produkcyjnych Cladtech - poinformował go szef Biura. - To spotkanie jest nielegalne.

Tarkin wziął datapad i przeczytał listę nazwisk. Znał kilka z nich wcześniej. Byli to pracownicy, których Vidian uznał za najlepszych. Przygotowywali kolejny strajk, mający na celu zmianę metod Tarkina z początku tygodnia. Musiało się to skończyć w tylko jeden sposób. Co prawda hrabia się wścieknie, nie było co do tego wątpliwości, ale tak musiało być. Opór nie będzie tolerowany.

- Wyeliminować ich.

Ignorując przerażone głosy Ithorian, Tarkin skierował się do wyjścia. Rozległy się pierwsze strzały, kiedy na zewnątrz wszczął się ruch. Moff usłyszał krzyki, a potem musiał się schować kiedy do pokoju wpadł człowiek, wrzucony tam z całą siłą. Był to kolejny agent Biura. Wkrótce pojawił się napastnik.

- Proszę to przerwać! - rozkazał Vidian, a głośniki w jego karku nastawione były na maksimum. - Wyśledziłem, że ktoś tu idzie i jak widać zjawiłem się w samą porę. Nie zabijajcie tych robotników!

Tarkin wyszedł zza osłony, zdegustowany.

- To operacja militarna, uzgodniona z IBB - rzekł, otrzepując się. - To nie pańskie, jak pan to powiedział? Nie pańskie kompetencje.

- Powiedziałem, żeby to przerwać! - odezwał się Vidian, zmniejszając nieco siłę głosu. Stanął między szturmowcami a Ithorianami, którzy kulili się teraz na podłodze. Odwrócił się. Tarkin patrzył zdumiony. Zastanawiał się, po której stronie jest hrabia, ale to zachowanie na pewno nie byłoby zaakceptowane przez Imperatora. No cóż.

- Wkrótce się przekonamy, po której jest pan stronie. - Zastanawiając się, jak bardzo opancerzone jest ciało Vidiana, spojrzał na szturmowców. - Macie swoje rozkazy. Do dzieła.

Vidian podniósł ręce, ale był to gest obrzydzenia, nie poddania się. Zobaczywszy przewrócone biurko w dalszej części pomieszczenia, skierował się tam. Serwomechanizmy w jego ramionach pozwalały mu podnieść ciężar i okazało się, że znajduje się pod nim ukryty Ithorianin.

- Ja nie sympatyzuję z nimi - rzekł hrabia. - To on.

- Larrth? On strajkuje razem z nimi? - Tarkin zobaczył, że Vidian podniósł właściciela Cladtech i przygwożdził go do ściany. - Skąd pan wiedział?

- Słyszałem jak oddycha - odezwał się hrabia, zanim pojął znaczenie słów Tarkina. - Przeglądałem swoje dokumenty, kiedy nagle wróciły do mnie słowa Quelton: "On jest jednym z nich". Pomyślałem, że jest to odpowiedź fanatyczki - ale musiałem spojrzeć na nagrania, które zdobyłem w Cladtech, zupełnie inaczej. - Popatrzył na Larrtha. - Powiedziałeś, że wyłączasz prąd w maszynach, kiedy kończy się praca. Zapisy twojego zużycia energii potwierdzają to.

Ithorianin skulił się.

- Są.. zbyt drogie... żeby się marnować...

- Te same zapisy potwierdzają też, że wyłączyłeś je godzinę przedtem, zanim zaczęła się praca - zanim wiedziałeś, że będzie strajk! - Potrząsnął gwałtownie Mawdem. - Czy masz jakieś przeczucia? Czy wiedziałeś?

- Wiedział - Tarkin zmrużył nagle oczy. - Wyjaśnij to.

Vidian zmniejszył nieco uścisk.

- To, czego żądaliście... od moich ludzi... jest niewykonalne... Pozwolić im strajkować.. to był jedyny sposób... aby dać im wytchnienie...

- Dopuściłeś do buntu i myślałeś, że to łaska - rzekł hrabia. - Ale się pomyliłeś. Poświęciłeś zysk aby zmówić się ze związkowcami. Ale próbując ocalić kilka tysięcy kredytów, ujawniłeś się. Dlatego cię tutaj wyśledziłem.

Dla Tarkina miało to sens. Skinął na szturmowców - ale zanim zdążyli podejść, Vidian złamał Larrthowi kark potężnymi rękamiu.

- Tak jest bardziej efektywnie - odezwał się, wypuszczając martwego Ithorianina. Odwrócił się i spojrzał na Tarkina, który skinął lekko głową i otworzył dłoń w geście znaczącym: "niech będzie po twojemu".
<Br/><Br/>
Kiedy otrzymał pozwolenie, Vidian odwrócił się do pozostałych.

- Nie jesteście aresztowani ani was nie zwalniam. Wrócicie do pracy i wyrobicie normę. Jeśli zawiedziecie, wszyscy, których nadzorujecie, zginą.

Przerażeni nadzorcy wstali. Szturmowcy wygonili ich z pomieszczenia.

- Myślę, że teraz produkcja będzie szła lepiej - rzekł hrabia. - A mam też kilka pomysłów odnośnie zarządzania.

- Porozmawiamy o tym - powiedział wielki moff. Hrabia odwrócił się i wyszedł, a Tarkin za nim. "Chyba cię nie doceniłem" - pomyślał.

***


Kiedy otrzymał niezbędne pozwolenia od Tarkina, Vidian zaproponował rozwiązanie wolnorynkowe, które absolutnie zachwyciło Thetis Quelton.

- Od teraz Cladtech jest częścią Quelton Fabrication, a końcowa część produkcji należy do pani.

Tarkin rzadko widział kogoś tak zadowolonego. Kobieta zajęła stare biuro Larrtha i zaraz potem wykrzykiwała rozkazy dla pracowników w swojej fabryce przez komunikator.

- Doprowadzimy to miejsce do porządku raz dwa. A na Zewnętrznych Rubieżach nie zabraknie już zbroi.

- Będziemy cały czas potrzebować więcej - rzekł Denetrius.

- Zapewniam, że na pewno tak będzie - dodał Tarkin.

Ale kobieta wydawała się zyskać nowe siły, kiedy otrzymała zadanie i przejęła operacje martwego rywala.

- To stary, historyczny budynek - powiedziała. - Potrzebuje kilku niezbędnych napraw. Ważne jest, by zachować przeszłość.

- Starsze nie znaczy lepsze - powiedział Vidian.

- Znam pańskie motto - rzekła spokojnie, zanim zasiadła za biurkiem. Wkrótce pogrążyła się w czytaniu raportów.

Tak, Tarkin przeczuł sabotaż, kiedy Quelton zasugerowała mu, że odbędzie się tajne spotkanie. Zastanawiał się, jak długo podejrzewała, że Larrth był w zmowie ze związkowcami. Vidian nie dostrzegał w tym nic nielojalnego: był to tylko mały objaw patriotyzmu. Pomyślał, że da Quelton trochę więcej miejsca na jej kolekcję niepotrzebnych historycznych pamiątek. Cyborg przygotowywał się do wyjazdu do Quelton Fabrication, by tam pomóc koordynować wysiłki.

- Hrabio, proszę zaczekać chwilę na zewnątrz. - Zdziwiony, Vidian usłuchał, a Tarkin zwrócił się do Quelton.

- Thetis.

Spojrzała na niego, zdziwiona, że zwrócił się do niej po imieniu.

- Wyjeżdżam rano i myślę, że przyda się jakaś uroczystość. Chciałbym zobaczyć te dawne zbroje, o których mówiłaś.

- Te w moim domu?

Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.

- Nie musisz ich przenosić. Przyjdę na obiad. Jeśli - rozejrzał się - nie przeszkodzi ci to w pracy.

Quelton też się uśmiechnęła.

- Oczywiście. Mam o wiele więcej - dużo artefaktów z różnych światów i wszystkie bardzo ciekawe. Polecę droidom, żeby przygotowały coś dobrego do jedzenia. Może być o czwartej w mojej posiadłości?

Tarkin skinął głową i słuchał, kiedy objaśniała mu drogę. Oczywiście znał ją już - była to część jego pracy. Quelton wróciła do pracy.

Kiedy wyszedł, od razu zauważył Vidiana. Jego wzmocnione uszy słyszały całą rozmowę i był nią zaskoczony.

- A więc tak pan działa? Oferuje pan lukratywne kontrakty bogatym kobietom i wprasza się pan do nich?

Spojrzał na hrabiego zimno.

- Proszę zachować swoje komentarze dla siebie. Mam dla pana zadanie...


W tych kilku posiadłościach, w których bywał Tarkin, witały go zwykle droidy-lokaje. Nie zdziwił się, kiedy tutaj drzwi otworzył mu zakuty w zbroję wojownik Pikaati. To była ona we własnej osobie, nosząca strój, o którym mu opowiadała.

- Mówiłam ci, że mam cały komplet. - Najwyrażniej Quelton nie bała się występować przed nim jako bogata bizneswoman.

Z hełmem pod pachą, nie zdejmując zbroi, oprowadziła go po domu. W każdym pomieszczeniu znajdowało się coś z historii Gilvaanen: pokazywało jak żyli tu ludzie przed założeniem kolonii. A w bawialni znalazło się miejsce na muzeum militariów.

Tarkin zainteresował się tym, ale tylko grał na czas. Nadal była ubrana w zbroję Pikaati. Na szczycie schodów znajdowała się zbroja wykonana z pewnością dla jakiegoś olbrzymiego stwora, kiedy wielki moff otrzymał w końcu wiadomość, na którą czekał.

- Zapomniałem wspomnieć, że dołączy do nas hrabia.

Quelton spojrzała na niego, lekko przestraszona, ale zaraz rozjaśniła twarz.

- To wspaniale. Mam tak wiele pytań, które chcę mu zadać. Na przykład to, jak zmieniono jego ciało. O tym krążą legendy w moich sferach.

- Tak, ma wielkie możliwości - Tarkin chodził po parterze. - A co jeszcze ciekawszego, wiem, że jego reputacja jako artysty w zmianie stanowisk jest zasłużona. Ale nie równa się ze mną, kiedy chodzi o sprawdzanie lojalności.

- Co masz na myśli?

- Larrth miał rację co do tego, że Ithorianie trzymają się razem. Surowa dyscyplina, którą wprowadza ludzki nadzorca, powinna wzbudzić iskrę niezadowolenia. Ale protestujący nigdy nie niepokoili twojej firmy. Musiał być jakiś powód. - Stanął przy tarczy na wystawie. - Chroniłaś swoich pracowników. To, że ich nie lubiłaś, że ich źle traktowałaś to był wybieg. Nie wyparli się tego. Przesłuchujący z IBB usłyszeli to od schwytanych Ithorian. Nie jesteś bardziej przywiązana do profitów niż Larrth.

- Myślałeś, że to co stało się w tym tygodniu, to tylko pic? Może rzewczywiście byłam bardziej surowa niż zwykle z powodu inspekcji. A pamiętasz, że wskazałam ci miejsce spotkania? Jak bardzo mogę być za swoimi pracownikami?

- Owszem, twoja podpowiedź pozwoliła ci przejąć Cladtech - i jak się domyślam, tego naprawdę chciałaś. Wiem, że nie siedzisz w tym tylko dla pieniędzy. Chciałaś ich, owszem - po to, żeby powiększyć swoją kolekcję i zbombardować plany Imperium, mogące zmazać ślady przeszłości z tego świata. Wiemy o tym.

- Tak, troszczę się o przeszłość i mój świat, ale to normalne dla właściciela.

- Może więc porozmawiamy o tym, co nie jest normalne? Oglądnęliśmy sobie twoją ofertę na kontrakt na wykonanie zbroi. Była bardzo niska - mogłaś stracić miliony kredytów, jeślibyś wygrała.

- Starałam się usunąć współzawodnika.

- Usunęłabyś swoją swoją firmę za taką cenę. Dlatego właśnie rok temu Imperium ci odmówiło. A nie mogłaś na pewno pozwolić sobie na kupno Cladtech od razu - a wiemy też, że próbowałaś to zrobić. Więc dlaczego tak bardzo chciałaś mieć ten kontrakt?

- Żeby nic z tego tutaj się nie zmarnowało - to nie była odpowiedź Quelton lecz Vidiana, który się zjawił. Między lewym kciukiem a palcem wskazującym trzymał okrągły czarny dysk, bardzo cienki.

- Nie widzę stąd co to - odezwała się Quelton. - Co tam macie?

Vidian roześmiał się.

- Powinnaś wiedzieć. W twojej fabryce znajdowało się 27 milionów sztuk, gotowych do przetransportowania do centrum montażowego Cladtech.

Tarkin skinął głową z satysfakcją.

- Gdzie były?

- Produkowała je niedaleko pomieszczenia, w którym pracownicy Quelton Fabrications jedli posiłki. Tam właśnie moje płuca wykryły zanieczyszczenia. - Podszedł do Tarkina i wręczył mu dysk. - To pierścień wzmacniający do hełmu szturmowca. Pozwala stworzyć uszczelki wewnątrz transdukcyjnej końcówki wylotowej powietrza. Jest to najprawdopodobniej najtańszy przedmiot, a i tak musiał kosztować miliony kredytów.

Tarkin wziął dysk.

- Dał pan go do analizy?

- To bardzo sprytne. Jako pojedynczy element jest nieciekawy nawet po dokładnej analizie. Ale kiedy hełm zostanie nałożony, trzeba wziąć oddech i wtedy do organizmu dostają się małe zarodniki wszczepione w dysk. - Wskazał na zewnątrz. - Rosną na tej planecie i powodują uszkodzenia krtani, znane tylko badającym dżungle. Nazywają je...

- Szyjką od butelki - powiedziała Quelton. Wzięła głęboki oddech i wypuściła go. - Ale wkrótce będzie mieć nową nazwę: płuco szturmowca.

Tarkin podziwiał mały przedmiot.

- Niezwykłe. Ponieważ pierścienie instalowane są wewnątrz zbroi, nie będzie filtrowany. System przeciwpatogenowy nic nie wykryje.

- My też nie, przynajmniej przez jakiś czas - rzekł Vidian. - "Szyjka" nie jest śmiertelna, ale paraliżuje.

- Dzięki temu nikt więcej nie będzie musiał cierpieć - powiedziała Quelton, odwracając się, by spojrzeć na olbrzymią zbroję na stojaku za nią. - Powstrzyma podbój Zewnętrznych Rubieży szybciej niż cokolwiek innego.

- Znaleźlibyśmy to - odrzekł Tarkin, trzymając pierścień w ręce. - I doprowadziłoby nas do ciebie.

- Ale nie wcześniej niż załamałaby się rekrutacja. "Dołącz do Imperium i cierp". Niezbyt ładnie to chyba brzmi? Ale to właśnie oferujecie galaktyce. - Spojrzała ponownie na zbroję. - Wojownicy, którzy walczyli w takich pancerzach mieli jedną wspólną cechę. Bronili swoich domów przeciwko intruzom - chronili swoją kulturę i historię. Gilvaanen był pokojowym światem, a jego lud miał wspaniałą przeszłość. Ale wyście ją zniszczyli. Spaliliście i pogrzebaliście, nie wiedząc, co wyrzucacie. - Przyjrzała się Vidianowi. - Nie chcę "zapominać o przestarzałych metodach", hrabio. Niektóre z nich były o wiele lepsze!

Mężczyzna spojrzał na Tarkina.

- Kolejny dysydent! Jak oryginalnie! Cóż to za kupa nieszczęścia, ta planeta.

- IBB sprawdzało jej połączenia od kiedy zacząłem ją podejrzewać. - Na znak Tarkina kilku agentów otoczonych przez szturmowców weszło do pokoju. Spojrzał w górę, na nią. - Wiemy, że rozmawiałaś z innymi radykałami poza planetą - ale także, że przerwałaś kontakty kilka miesięcy temu.

- Nie aprobowali mojego planu - rzekła Quelton, kiedy szturmowcy podeszli bliżej. - Nie znają cię tak jak ja.

- Dowiemy się, kiedy nam o nich opowiesz - odezwał się Vidian.

- Nie sądzę - odparła, patrząc na zbliżających się szturmowców. - Nadal mogę coś chronić.

Włożyła hełm. Ale tym razem aktywowała plombę, która wydała cichy syk. Podnieśli broń, ale kobieta nie zaatakowała. Wstrząsnęły nią drgawki, po czym spadła z piętra na podłogę. Vidian podbiegł do niej.

- Ma jakiś atak!

Próbował zdjąć jej hełm, dopóki Tarkin go nie powstrzymał.

- To na nic. Ona nie żyje.

- Nie żyje?

Wilhuff skinął głową.
>
- Pikaati oddychają cyjanowodorem. Hełm został nim napełniony, kiedy aktywowała plombę. Niech pan tego nie otwiera, albo wszyscy znajdziemy się w niebezpieczeństwie.

Hrabia przyjrzał się ciału.

- Nie spodziewał się pan, że nam coś powie.

- Wszystko co musieliśmy wiedzieć, było w jej rozmowach przez komunikator. Jej kontakty zostawili ją na łasce losu. To był stary trop. - Stał chwilę nad ciałem. - Ale było ciekawie zobaczyć co zrobi w swojej obronie. Prawdziwi rebelianci to niezwykły gatunek. Opłaca się nauczyć, jak myślą.

Było to warte chwili zadumy, ale tylko chwili.

- Teraz - powiedział moff, podnosząc się - mamy kolejny wakat do przedyskutowania.


Hologram Imperatora zamigotał w biurze Quelton.

- Mówcie.

Hrabia nie tracił czasu.

- Nie zgadzam się z planem wielkiego moffa, Wasza Wysokość. Gilvaanen nie powinien być częścią Imperium.

- Wcześniej się pan z tym nie godził. Zmienił pan zdanie? - zdziwił się Imperator.

- Tak. Wszystko związane z produkcją zbroi powinno być przekazane pod nadzór Imperialnego Departamentu Badań Wojskowych. - Siedział bez ruchu. - To będzie długofalowy proces. Nadzorować go będzie Everi Chalis.

Palpatine rozważał to przez chwilę.

- Pańskie plany nie będą kolidować już z innymi.

Vidian szybko zasugerował:

- Wykryłem kilka niedociągnięć w produkcji gwiezdnych niszczycieli. Mogę je naprawić, podróżując do kopalni i fabryk.

- Niezbyt ciekawa praca.

- Ale potrzebna. - Vidian przerwał, po czym kontynuował: - Będę miał pod swoją władzą różne sektory. A także poparcie wojska dla moich postanowień.

Imperator spojrzał na Tarkina.

- Zgadza się pan, wielki moffie?

- Tak - Tarkin wyprostował się. - Proszę aby oddano jeden z gwiezdnych niszczycieli hrabiemu. Sam mogę mu jeden odstąpić.

Nastąpiła cisza. Potem Imperator zachichotał. Był to dźwięk, który mroził nawet tych, którzy byli do niego przyzwyczajeni.

- Wyczuwam tu jakiś układ, panowie.

Moff i arystokrata spojrzeli na siebie.

- Wszyscy pożądamy wyników - odrzekł Tarkin.


***

Owszem, zawarli układ. Tarkin zdecydował, że nie było sensu robić sobie wroga z Vidiana, kiedy istniało lepsze wyjście: należało się upewnić, że ich strefy wpływów się nie przetną. Denetrius doszedł do tego samego wniosku, oferując nadzór nad Gilvaanem za kilka przedsięwzięć, które Tarkina niewiele obchodziły. Jeśli produkcja gwiezdnych niszczycieli miała się zwiększyć w Zewnętrznych Rubieżach, to chyba warto było odstąpić jeden hrabiemu.

Tarkin zaoferował mu też kilku kapitanów-weteranów, w tym takich, którzy mieli doświadczenie w eskortowaniu przemysłowców w czasach Republiki. Wtedy Vidian zaskoczył go, prosząc o listę najbardziej niedoświadczonych.

- Proszę pamiętać o moim motto - powiedział. - Wolę mieć przy sobie kogoś nowego, kto nie przywiązał się do dawnych tradycji.

Innymi słowy, pomyślał Tarkin, chcesz kogoś, kim będziesz mógł pomiatać. W porządku.

Na pokładzie "Egzekutorki" oczekiwał przydziału. A jego odbiorca nie mógł być bardziej zaskoczony.

- Ale "Ultimatum" należy przecież do Yale Karlsena - powiedziała Rae Sloane. - Jest nie tylko kapitanem, ale i jest starszy.

- Przeniosłem kapitana Karlsena do komitetu nadzorującego konstrukcje, co bardziej wymaga jego doświadczenia. - Wymagało to tylko minuty. - Karlsen wróci na "Ultimatum" w swoim czasie. Ale misja statku musi przebiegać bez przeszkód.

Sloane, która siedziała wyprostowana w krześle naprzeciw Tarkina, odkąd weszła, siadła wygodniej, kiedy zrozumiała zadania, które otrzymała. Tarkin powiedział krótko:

- Będzie pani miała ręce pełne roboty, zanim przygotuje pani statek do lotu. Odpowiada pani za niego, jak długo będzie pani własnością. Tak samo za pasażera, który przybędzie na pokład.

- Hrabia Vidian - prawie szepnęła. - Będę eskortować jednego ze specjalnych wysłanników Imperatora.

- Mówiono mi, że latała pani wcześniej z Imperatorem i Lordem Vaderem.

- Byłam tam tylko obecna - przerwała, zanim się wyprostowała. - Podejrzewam jednak, że Lord Vader aprobował moje zdolności.

- To dopiero - pomyślał Tarkin. - Było to tak odważne oświadczenie, że musiało być prawdą, co znaczyło, że Sloane może nie będzie popychadłem Vidiana. Nawet lepiej. Nawet jeśli teraz hrabia nie stanowił dla niego zagrożenia, zawsze nie zaszkodzi mieć na niego haka w przyszłości.

- Na stanowisko, kapitan Sloane - wstali a Wilhuff zaoferował na koniec poradę:

- Oczy hrabiego Vidiana nigdy się nie zamykają. Pani oczy także nie powinny.
Kadren Sal, Manipulator and Lorekeeper from the Brotherhood of the Sith

ODPOWIEDZ