Mam nadzieję, że wszyscy z Was znają podstawowe teksty Bractwa, stanowiące podwaliny dla naszego zrozumienia Mocy, traktujące o różnicach między Jedi, Mrocznymi Jedi i Sithami... są to teksty bardzo stare i nadszedł czas ich aktualizacji czy raczej wręcz napisania na nowo. Nim to się jednak stanie, może to być okazja do dyskusji nad różnicami między Jedi i Sithami w świetle źródeł, które się w międzyczasie pojawiły...
Zgodnie z dotychczasową doktryną Bractwa, której zamierzam bronić, podział na Jedi i Sithów nie był wyznaczony tym, że jedni korzystają z Jasnej Strony Mocy, a drudzy z Ciemnej. Ani tym, że jedni starają się zdusić swe emocje w sobie, a drudzy nad nimi panują. Prawdziwych podwalin filozofii jednych i drugich należy szukać w tym, że Jedi słuchają Mocy i pozwalają jej kierować swymi czynami, podczas gdy Sithowie władają Mocą i naginają ją świadomie do swej woli.
"Not a slave nor a servant of Force, but Master I am."
Tę wolę Sithowie z zasady narzucają wszystkim, dążąc zazwyczaj do bycia władcami wszechświata, zgodnie z prawem silniejszego do rządzenia słabszymi. Jednak w całym tym obrazku zgrzyta mi jeden element, a mianowicie ostatni wers Kodeksu autorstwa Sorzus Syn: "The Force shall free me." Mówiąc te słowa, Sorzus Syn niejako oddała ostatni, najważniejszy jej zdaniem element (gdyż postawiony na samym końcu łańcucha przyczynowo-skutkowego) w ręce Mocy, podczas gdy powinna była stwierdzić: "Through the Force I'll free myself." Wówczas całość współgrałaby idealnie... Jednak jest to jak na razie jedyny, fałszywy dźwięk w wyznawanym przeze mnie dogmacie.
Tyle jeśli chodzi o Sithów. Gdyż istnieją jeszcze inne grupy, których istnienie należy podkreślić, uwypuklając ich cechy. A najważniejszą z nich są Mroczni Jedi, którym to mianem często członkowie Zakonu określali nas. Dotychczasowa wykładnia Bractwa mówi, że wzorem swych jasnych "imienników" Mroczni Jedi dają się kierować Mocy i podążają za jej podszeptami, jednak są oni nieświadomymi narzędziami w rękach jej Ciemnej Strony. Ich potęga czerpana z emocji i Ciemnej Strony daje im złudne wrażenie, że są Sithami. Jednak nie mają oni faktycznej władzy nad czymkolwiek, wiedzeni niekontrolowaną pasją i rządzą.
Istnieje jeszcze jedna grupa, o której nasze teksty milczą, gdyż pierwszy raz szerzej usłyszano o niej w 2003, przy okazji wydania gry Knights of the Old Republic. Myślę o Szarych Jedi, których romantyczny mit urósł w fandomie. Według niego Szarzy Jedi to użytkownicy Mocy, którzy znaleźli sposób na korzystanie z dobrodziejstw Jasnej i Ciemnej Strony Mocy, bez ryzyka zatracenia się w otchłani Mroku. Przeświadczenie to bazuje z tego co się orientuję na słowach Joleego Bindo: "...it makes you think I may have the taint of the dark side in me, doesn't it?" Jednak najlepsze źródło, jakie znalazłem (The Jedi Path: A Manual for Students of the Force) stawia sprawę jasno: "...they do not break with the Jedi orthodoxy concerning the dark side, they bristle when asked to take orders from the Council. Gray Jedi make compromises, cut corners, and hide their actions from scrutiny, all under the assumption that their experience makes them authorities on policy. They are mavericks who are difficult to control, but can be valued members of the Order after they have been persuaded to follow the established hierarchy."
Zatem Szarymi Jedi powinno się nazwać tych, którym nie podoba się dyktat Rady Zakonu (co pasuje idealnie do podejrzenia, jakoby Qui-Gon Jinn był również Szarym Jedi). Mogą oni stosować metody, za które członkowie Zakonu mogliby mieć kłopoty. Metody, które mogą ich czasem popychać ku Ciemnej Stronie. Jednak nie są to istoty, których nie ima się konflikt Jasnej i Ciemnej strony i które mogą sobie bez przeszkód wybierać co im wygodnie - gdyż historia zna wielu takich, którzy uznawali, że tak mogą... i niewiele później mniej lub bardziej zasłużenie przyjmowali tytuł Lordów Sithów, a najsłynniejszym przykładem Mistrz Jedi Phanius, który opuścił Zakon, twierdząc że nie jest ważne "narzędzie", tylko cel i powód jego używania... niewiele później przyjął on tytuł i imię Darth Ruin.
MISTRZOWIE MOCY
MISTRZOWIE MOCY
#1Darth Alkern, Lord of Rage from the Brotherhood of the Sith
"Only through hard work of others can we attain our dreams."
"Only through hard work of others can we attain our dreams."
Re: MISTRZOWIE MOCY
#2Zgadzam się, że samo stwierdzenie „The Force shall free me.” może świadczyć o tym, że powierzamy się samej Mocy, ale z drugiej strony, można to zinterpretować, jako to, że zdobyta potęga i moc, o której jest wcześniej mowa w całym Kodeksie, mnie wyzwoli. Jak sam zauważyłeś, jest to ostatni wers, kulminacyjny, niejako łączy się z poprzednimi, więc jest już szczytem zdobycia potęgi i władzy, która oznacza, że jest się potężniejszym w Mocy i właśnie ta zdobyta Moc jest wstanie nas uwolnić.
Zveris, Acolyte from the Brotherhood of the Sith
“Evil is a word used by the ignorant and the weak. The dark side is about survival. It”s about unleashing your inner power. It glorifies the strength of the individual.” Darth Zannah
“Evil is a word used by the ignorant and the weak. The dark side is about survival. It”s about unleashing your inner power. It glorifies the strength of the individual.” Darth Zannah
Re: MISTRZOWIE MOCY
#3„The Force shall free me.” - no ba! Ja jej mówię, że ma mnie uwolnić i ona (ta moc) to robi. Gdzie tu jakieś poddanie się Mocy?
To tylko kwestia tego z której strony bata się stoi
To tylko kwestia tego z której strony bata się stoi
Darth Avaccus, Dark Lord of the Brotherhood of the Sith
"Miecz to broń kobiet. Spraw sobie topór."
"Miecz to broń kobiet. Spraw sobie topór."
Re: MISTRZOWIE MOCY
#4Nie przekonaliście mnie, ale nie będę zawracał kijem Unnh. Rozumiem, że co do reszty założeń nikt nie ma żadnych uwag?
Darth Alkern, Lord of Rage from the Brotherhood of the Sith
"Only through hard work of others can we attain our dreams."
"Only through hard work of others can we attain our dreams."
Re: MISTRZOWIE MOCY
#5Włączając się do innego wątku, w którym może mnie nie posądzą o bycie fanem kopalni odkrywkowych:
Zarówno Kodeks Jedi, jak Kodeks Sithów są dziełami filozoficznymi mającymi z założenia skondensować całą filozofię danego zakonu w kilku prostych wyrażeniach, łatwych do przyswojenia, a jednocześnie takich, do których można dobudowywać dalsze rozwinięcia. W tej lakoniczności sformułowań dopatrywałbym się "zgrzytu" o jakiem pisze Dark Lord Alkern.
Aby to wyjaśnić należy spojrzeć na kształt kodeksów. Oba kodeksy przedstawiają pewną drogę, jaką Jedi oraz Sith powinien przebyć, by w pełni stać się tym, kim powinien zgodnie z założeniami doktryny danego zakonu.
Mamy więc najpierw opisane podstawy w postaci konieczności zrozumienia swoich emocji, mamy kolejne kroki, a właściwie narzędzia, które umożliwią nam przejście przez kolejny stopień wtajemniczenia oraz, na samym końcu mamy sprecyzowany cel. Cel, do jakiego powinni dążyć Jedi oraz Sthowie.
Cel dla Jedi sprecyzowany jest bardzo konkretnie: MOC jest celem samym w sobie. Kwintesencją jestestwa Jedi i końcem drogi każdego z rycerzy. To poprzez zjednoczenie z Mocą Jedi odchodzą z rzeczywistości jaką znamy, a ci bardziej silni, przy wykorzystaniu odpowiednich technik powracają w postaci duchów.
Z kolei Kodeks Sithów, analogicznie zarysowuje wszystkie etapy, jakie każdy Sith powinien przejść, by stać się prawdziwym Sithem, ale cel tej wędrówki przedstawia zupełnie inaczej: to WOLNOŚĆ, a nie MOC jest celem do jakiego dąży Sith.
MOC powinna być rozumiana w tym ujęciu jako narzędzie do osiągnięcia tej wolności i jedynie jako takie. Moc nie jest władna w rozumieniu podmiotowym do tego, by Sitha uwolnić, dopóki nie zostanie użyta. Tak samo jak pasja sama w sobie nie przyniesie siły, dopóki nie zostanie właściwie przez FU ukierunkowana, a potęga też nie przyniesie zwycięstwa, jeżeli nie zostanie we właściwym miejscu i momencie użyta.
Z drugiej strony, oczywiście można to także odczytywać, jako przypomnienie dla każdego Sitha, że bez MOCY, cały kodeks to jedynie jakaś tam filozofia, bo prawdziwego sensu nabiera jedynie, gdy zarówno pasję, siłę, zwycięstwo i złamanie łańcuchów przekuje się przez pryzmat Mocy, wykorzystując ją na każdym etapie, a nie tylko końcowym
Konkludując, pozorny "zgrzyt" z końcowej części Kodeksu Sithów może wynikać z redakcyjnej trudności pogodzenia dwóch aspektów: Nakreślenia tego, że to WOLNOŚĆ, a nie MOC jest celem, przy jednoczesnym przypomnieniu, że tego wszystkiego co w kodeksie opisane nie da się osiągnąć bez korzystania z Mocy jako narzędzia.
Tyle ode mnie, pozdrawiam wszystkich forumowiczy
Zarówno Kodeks Jedi, jak Kodeks Sithów są dziełami filozoficznymi mającymi z założenia skondensować całą filozofię danego zakonu w kilku prostych wyrażeniach, łatwych do przyswojenia, a jednocześnie takich, do których można dobudowywać dalsze rozwinięcia. W tej lakoniczności sformułowań dopatrywałbym się "zgrzytu" o jakiem pisze Dark Lord Alkern.
Aby to wyjaśnić należy spojrzeć na kształt kodeksów. Oba kodeksy przedstawiają pewną drogę, jaką Jedi oraz Sith powinien przebyć, by w pełni stać się tym, kim powinien zgodnie z założeniami doktryny danego zakonu.
Mamy więc najpierw opisane podstawy w postaci konieczności zrozumienia swoich emocji, mamy kolejne kroki, a właściwie narzędzia, które umożliwią nam przejście przez kolejny stopień wtajemniczenia oraz, na samym końcu mamy sprecyzowany cel. Cel, do jakiego powinni dążyć Jedi oraz Sthowie.
Cel dla Jedi sprecyzowany jest bardzo konkretnie: MOC jest celem samym w sobie. Kwintesencją jestestwa Jedi i końcem drogi każdego z rycerzy. To poprzez zjednoczenie z Mocą Jedi odchodzą z rzeczywistości jaką znamy, a ci bardziej silni, przy wykorzystaniu odpowiednich technik powracają w postaci duchów.
Z kolei Kodeks Sithów, analogicznie zarysowuje wszystkie etapy, jakie każdy Sith powinien przejść, by stać się prawdziwym Sithem, ale cel tej wędrówki przedstawia zupełnie inaczej: to WOLNOŚĆ, a nie MOC jest celem do jakiego dąży Sith.
MOC powinna być rozumiana w tym ujęciu jako narzędzie do osiągnięcia tej wolności i jedynie jako takie. Moc nie jest władna w rozumieniu podmiotowym do tego, by Sitha uwolnić, dopóki nie zostanie użyta. Tak samo jak pasja sama w sobie nie przyniesie siły, dopóki nie zostanie właściwie przez FU ukierunkowana, a potęga też nie przyniesie zwycięstwa, jeżeli nie zostanie we właściwym miejscu i momencie użyta.
Z drugiej strony, oczywiście można to także odczytywać, jako przypomnienie dla każdego Sitha, że bez MOCY, cały kodeks to jedynie jakaś tam filozofia, bo prawdziwego sensu nabiera jedynie, gdy zarówno pasję, siłę, zwycięstwo i złamanie łańcuchów przekuje się przez pryzmat Mocy, wykorzystując ją na każdym etapie, a nie tylko końcowym
Konkludując, pozorny "zgrzyt" z końcowej części Kodeksu Sithów może wynikać z redakcyjnej trudności pogodzenia dwóch aspektów: Nakreślenia tego, że to WOLNOŚĆ, a nie MOC jest celem, przy jednoczesnym przypomnieniu, że tego wszystkiego co w kodeksie opisane nie da się osiągnąć bez korzystania z Mocy jako narzędzia.
Tyle ode mnie, pozdrawiam wszystkich forumowiczy
Irahtis, Sith Sorcerer