Mandalora, dzień po upadku Coruscant
Yormi stał przed oddziałem swoich Mandalorian, którzy uważnie słuchali dowódcy. W przeszłości przekonali się nieraz o jego zdolnościach władania Mocą i wiedzieli, że Bothanin rzadko żartuje. Zdawali sobie również sprawę z tego, że stanowią część oddziałów Bractwa Sithów, a zatem mógł mówić otwarcie.
- Otrzymaliśmy zadanie - odezwał się. - Sithowie zajmą należne im miejsce w galaktyce. Ale zanim to się stanie, musimy odwrócić uwagę ludności cywilnej Nowej Republiki. W tym celu musimy posłużyć się dezinformacją i paniką. Dlatego niektórzy z nas zaatakują cele na różnych planetach, reszta zaś będzie przygotowywać się do walki. Vongese trochę nam "pomogli" - uśmiechnął się lekko - jednak to my stanowimy najważniejszą część planu. Jak palce u ręki: oddzielnie ale jednak jako część większej całości.
Wojownicy pokiwali głowami. Wiedzieli, że to zadanie może zmienić układ sił w galaktyce i chcieli być jego elementami.
* * *
Korelia, kilka dni później
Kosmoport był jak zwykle zatłoczony. Tysiące istot przechodziły z miejsca na miejsce, widać było droidy zajmujące się bagażami, kolejki, gdzieniegdzie wybuchały kłótnie o miejsca, tłumione przez siły porządkowe. Nikt nie zwrócił uwagi na mężczyznę i kobietę, ubranych zwyczajnie, jak mieszkańcy miasta. Przechodzili oni właśnie koło kantyny dla pasażerów, gdzie ci, którzy wyjeżdżali mogli odpocząć, a ci, którzy mieli na kogoś czekać, postanawiali umilić czas jedzeniem i piciem. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni jakąś kartkę i po chwili zbladł.
- Nie wierzę! - krzyknął. - Vongowie zaatakowali Bothawui! To już pewne! Patrzcie! Niedługo mogą zaatakować Korelię! Na jego okrzyk wszyscy zamarli. Podszedł do jednego ze stołów i pokazał siedzącym przy nim ludziom stronę z "gazety", na której znajdował się wypisany wielkimi literami tytuł: "CZY TO KONIEC? VONGOWIE ATAKUJĄ BOTHAWUI!" a poniżej obraz wyglądającego na uczonego przerażonego Bothanina trzymającego w dłoniach dużą ilość zwojów i najwyraźniej szykującego się do ucieczki. Mistrz Yormi zgodził się pozować, choć trudno było mu przybrać przestraszony wygląd. "Pewna wiadomość" krążyła z rąk do rąk, wywołując coraz większy niepokój.
Część osób zerwała się z miejsc i rzuciła do wyjścia, pragnąc jak najprędzej znaleźć się na promach. Tymczasem kobieta udała się do siedziby lokalnej sieci holonetowej, po czym specjalnie przygotowana transmisja wyświetlała się na ekranach wszystkich komputerów i ogólnodostępnych telebimów. Uważała jednak, podobnie jak mężczyzna w kantynie, aby nie przesadzić. Instrukcje Blaaka były jasne - nie mogli zwrócić na siebie uwagi Jedi. W ustalonym wcześniej miejscu przebrali się, zmienili wygląd i odlecieli na inną planetę.
* * *
Podobne sytuacje miały miejsce na różnych planetach. Część polegała na uszkadzaniu infrastruktury, część na dezinformacji jak w przypadku Korelii. Wszyscy jednak byli ostrożni i natychmiast po wykonaniu zadań opuszczali miejsca, gdzie wykonywali swoją robotę. Yormi był zadowolony i przekazywał raporty przełożonym z Bractwa. Nie tylko on, inni Sithowie mieli swoje działania, które wykonywali, a wszystko po to, by po wielu latach nadeszła chwila, w której Ciemna Strona pojawi się znowu w galaktyce.
Mandalorianie
Mandalorianie
#2Od kiedy Mandalorianie zaczęli siać panikę i dezinformację, Yormi był zadowolony. Niektórzy z nich, gdy już wrócili, otrzymali osobiste pochwały od Mistrza Sithów. Wiedział z hologramów, że zwierzchnicy Bractwa również cieszą się z tego, co udało mu się osiągnąć. Akcja trwała cztery wytężone miesiące. Nastroje w Republice nie były zbyt optymistyczne - Vongowie dokonywali aneksji coraz większej ilości terytoriów, co skutecznie odciągało ludność od zainteresowania innymi sprawami. Jeśli tak dalej pójdzie, Sithowie osiągną swój cel wcześniej niż zamierzali. Spojrzał na przysłany mu raport.
* * *
Dowódco, jesteśmy na Kuat. Naszym celem jest uszkodzenie kilku statków. Tylko kilku, według rozkazu. Jeśli nam się uda, możesz być pewien, że przez jakiś czas Republika nie otrzyma nowych okrętów. Porozumieliśmy się z jednym z przywódców Vongów - on i jego ludzie zaatakują planetę, my zaś przedostaniemy się na teren stoczni. Mamy też wiadomości, że senator Viqi Shesh zdradziła swoją planetę, to również może być pomocne. Mam nadzieję, iż Bractwo aprobuje nasz pomysł.
Podpisano
Argaan Savik.
* * *
Savik był jednym z najbardziej zaufanych ludzi Yormiego. Ten Rodianin, sprytny, okrutny i cieszący się poparciem swojego oddziału, choć niewrażliwy na Moc, miał jednak cechy dobrego przywódcy i Bothanin zastanawiał się nieraz, czy nie przedstawić go Bractwu jako swojego ewentualnego następcę. Postanowił, iż jeśli wszystko pójdzie dobrze, zarekomenduje mężczyznę Radzie. Teraz zaś dał mu wolną rękę.
* * *
- Gotowi? - spytał Rodianin.
- Tak jest - odparł jeden z Mandalorian. - Chociaż ci Vongese nie bardzo mi się podobają. Nie wiem czy można im ufać.
- Ważne, że oni i Shesh odciągają uwagę. Dobra, do dzieła.
Argaan i jego ludzie przedostali się na teren stoczni, przebrani w ubrania ochroniarzy. Niektórzy sarkali, że muszą pozbyć się zbroi, ale wszyscy bali się gniewu Blaaka, więc akcja poszła sprawnie.
Savik nie mógł się uśmiechać, więc skrzywił ryjek w grymasie - Moc była czasami użyteczna. Nie, żeby zazdrościł Bothaninowi. Wiedział, że Yormi urodził się z tym darem, a on nie, ale nie przejmował się. Ważne było to, że mag ufał mu i uważał go za swoją prawą rękę.
Poruszając się zwyczajnym krokiem podchodzili do innych ochroniarzy i szybko ich unieszkodliwiali. Rodianin dał znak. Ludzie i inne istoty rozsypali się po terenie i zaczęli podkładać bomby.
Wiedzieli, że w ten sposób zadadzą kolejny cios mieszkańcom Republiki.
Cieszył się z tego. Całe swoje życie poświęcił Yormiemu, który uratował mu niegdyś życie i Sithom - nie miało znaczenia, czy zginą teraz, czy później. Ważne, żeby wszyscy się bali. Oczywiście wiedział, że nie mogą się ujawniać jako zwolennicy Sithów. Była to zwykła akcja sprzymierzeńców Vongów i miał nadzieję, że tak będzie postrzegana, zwłaszcza kiedy na niebie pojawiły się okręty Yuuzhan. Rozpoczął się ostrzał, uzbroili bomby i popędzili do czekającego transportowca.
Aargan nacisnął przycisk detonatora. W dole wykwitły ogniste kwiaty.
* * *
Spanikowani mieszkańcy Kuat nie mieli czasu obserwować znikającego w oddali pojazdu Mandalorian. Kiedy tylko znaleźli się na pokładzie tymczasowo oddanego Rodianinowi "Bralova", ten natychmiast udał się do swojej kabiny, aby zameldować przełożonemu o sukcesie. Przedtem jednak pogratulował swoim ludziom. Ci, którym anatomia pozwalała, wznieśli chóralny okrzyk na cześć Savika, reszta pochrząkiwała, świergotała lub wydawała inne dźwięki, ale jeszcze głośniejsze wiwaty rozległy się na cześć Yormiego i Sithów, kiedy Argaan przekazał im "rozkaz" maga sprzed kilku minut.
* * *
- Szefie, załatwione - odezwał się Rodianin. Kiedy byli sami, mógł pozwolić sobie na niezwracanie się do Yormiego "dowódco", jednak w oficjalnych pismach i podczas ceremonii tytuł obowiązywał.
- Vongese dotrzymali umowy, chociaż w to nie wierzyłem. Teraz mieszkańcy Kuat mają większe zmartwienia niż wypatrywanie Sithów.
- Doskonale - Blaak z hologramu wyszczerzył kły. - Daj chłopakom i dziewczynom jakieś zapasy jeśli masz. A jak cię znam, to masz.
Savik udał obrażonego.
- Nawet jeśli mam, to jesteśmy Mando i na służbie nie pijemy.
- Więc jak wylądujecie, zameldujecie się w najbliższej kantynie. To rozkaz.
- Tak jest, dowódco! Oya! - zawołał z entuzjazmem Rodianin.
- Dolećcie spokojnie i niech Moc dobrze wam służy - odezwał się mag i przerwał połączenie.
* * *
Dowódco, jesteśmy na Kuat. Naszym celem jest uszkodzenie kilku statków. Tylko kilku, według rozkazu. Jeśli nam się uda, możesz być pewien, że przez jakiś czas Republika nie otrzyma nowych okrętów. Porozumieliśmy się z jednym z przywódców Vongów - on i jego ludzie zaatakują planetę, my zaś przedostaniemy się na teren stoczni. Mamy też wiadomości, że senator Viqi Shesh zdradziła swoją planetę, to również może być pomocne. Mam nadzieję, iż Bractwo aprobuje nasz pomysł.
Podpisano
Argaan Savik.
* * *
Savik był jednym z najbardziej zaufanych ludzi Yormiego. Ten Rodianin, sprytny, okrutny i cieszący się poparciem swojego oddziału, choć niewrażliwy na Moc, miał jednak cechy dobrego przywódcy i Bothanin zastanawiał się nieraz, czy nie przedstawić go Bractwu jako swojego ewentualnego następcę. Postanowił, iż jeśli wszystko pójdzie dobrze, zarekomenduje mężczyznę Radzie. Teraz zaś dał mu wolną rękę.
* * *
- Gotowi? - spytał Rodianin.
- Tak jest - odparł jeden z Mandalorian. - Chociaż ci Vongese nie bardzo mi się podobają. Nie wiem czy można im ufać.
- Ważne, że oni i Shesh odciągają uwagę. Dobra, do dzieła.
Argaan i jego ludzie przedostali się na teren stoczni, przebrani w ubrania ochroniarzy. Niektórzy sarkali, że muszą pozbyć się zbroi, ale wszyscy bali się gniewu Blaaka, więc akcja poszła sprawnie.
Savik nie mógł się uśmiechać, więc skrzywił ryjek w grymasie - Moc była czasami użyteczna. Nie, żeby zazdrościł Bothaninowi. Wiedział, że Yormi urodził się z tym darem, a on nie, ale nie przejmował się. Ważne było to, że mag ufał mu i uważał go za swoją prawą rękę.
Poruszając się zwyczajnym krokiem podchodzili do innych ochroniarzy i szybko ich unieszkodliwiali. Rodianin dał znak. Ludzie i inne istoty rozsypali się po terenie i zaczęli podkładać bomby.
Wiedzieli, że w ten sposób zadadzą kolejny cios mieszkańcom Republiki.
Cieszył się z tego. Całe swoje życie poświęcił Yormiemu, który uratował mu niegdyś życie i Sithom - nie miało znaczenia, czy zginą teraz, czy później. Ważne, żeby wszyscy się bali. Oczywiście wiedział, że nie mogą się ujawniać jako zwolennicy Sithów. Była to zwykła akcja sprzymierzeńców Vongów i miał nadzieję, że tak będzie postrzegana, zwłaszcza kiedy na niebie pojawiły się okręty Yuuzhan. Rozpoczął się ostrzał, uzbroili bomby i popędzili do czekającego transportowca.
Aargan nacisnął przycisk detonatora. W dole wykwitły ogniste kwiaty.
* * *
Spanikowani mieszkańcy Kuat nie mieli czasu obserwować znikającego w oddali pojazdu Mandalorian. Kiedy tylko znaleźli się na pokładzie tymczasowo oddanego Rodianinowi "Bralova", ten natychmiast udał się do swojej kabiny, aby zameldować przełożonemu o sukcesie. Przedtem jednak pogratulował swoim ludziom. Ci, którym anatomia pozwalała, wznieśli chóralny okrzyk na cześć Savika, reszta pochrząkiwała, świergotała lub wydawała inne dźwięki, ale jeszcze głośniejsze wiwaty rozległy się na cześć Yormiego i Sithów, kiedy Argaan przekazał im "rozkaz" maga sprzed kilku minut.
* * *
- Szefie, załatwione - odezwał się Rodianin. Kiedy byli sami, mógł pozwolić sobie na niezwracanie się do Yormiego "dowódco", jednak w oficjalnych pismach i podczas ceremonii tytuł obowiązywał.
- Vongese dotrzymali umowy, chociaż w to nie wierzyłem. Teraz mieszkańcy Kuat mają większe zmartwienia niż wypatrywanie Sithów.
- Doskonale - Blaak z hologramu wyszczerzył kły. - Daj chłopakom i dziewczynom jakieś zapasy jeśli masz. A jak cię znam, to masz.
Savik udał obrażonego.
- Nawet jeśli mam, to jesteśmy Mando i na służbie nie pijemy.
- Więc jak wylądujecie, zameldujecie się w najbliższej kantynie. To rozkaz.
- Tak jest, dowódco! Oya! - zawołał z entuzjazmem Rodianin.
- Dolećcie spokojnie i niech Moc dobrze wam służy - odezwał się mag i przerwał połączenie.